Obserwatorzy

środa, 6 listopada 2013

Deficytowe dziennikarstwo

Trochę czasu minęło od mojej ostatniej publikacji. Winne są temu pewne zawirowania w moim życiu, które wystąpiły w przeciągu dwóch ostatnich miesięcy. Są nimi zamknięcie kierunku Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej w Wyższej Szkole Technicznej, którego na nieszczęście byłem studentem oraz kłopoty organizacyjne magazynu studenckiego, w którym publikuje/publikowałem.

Te 2 wydarzenia wywołały u mnie kryzys światopoglądowy. Skłoniły mnie również do poważnych rozważań nad tym czy te całe dziennikarstwo jest warte zachodu. Nagle przestałem być studentem kierunku, który był dla mnie priorytetem. Kierunku, który sprawiał, że chciało mi się pisać.
Bezczynność jaka mnie ogarnęła, nakłaniała mnie do tego bym rzucił to wszystko w odstawkę i zajął się czymś innym. Tylko czym?

Pierwsze co przyszło mi do głowy to znalezienie "normalnej" pracy i niekontynuowanie studiów. Było to jednak postanowienie podejmowane w gniewie i wewnętrznym zagubieniu, bez rozważenia wszystkich za i przeciw. Jakby nie patrzeć za ten rok studiów zapłaciłem 4 tysiące złotych. Taka suma miałaby trafić w próżnie? Odrzucając już nawet kwestie finansowe, to przecież rok na tej uczelni kosztował mnie trochę  wysiłku oraz starań pogodzenia studiów z pracą i czasem dla dziewczyny.

Dlatego postanowiłem się nie poddawać. Przeniosłem się na Uniwersytet Śląski, a słowa dziekana mojego wydziału, o tym, że dziennikarstwo od zawsze było deficytowe i nieopłacalne puściłem w niepamięć. Nie dam sobie również wmówić, że na tą całą sytuacje decydujący wpływ ma panujący obecnie niż demograficzny. Zdaje sobie jednak sprawę, że wielce oczekiwane "bum" na humanistów może jeszcze długo nie nastąpić. Mimo wszystko chcę brnąć dalej w to, czym zainteresowałem się już w szkole średniej. Tak, wiem, że jestem naiwny, ale nawet jeśli nie zostanę dziennikarzem, to nadal będę robił to, na czym mi zależy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz